Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 sierpnia 2011

MN 33 Last minute of język polski?


Gdynia, 11 listopada 2000


Last minute of język polski?

MN 33

Rada  Języka  Polskiego
Wydział  I  PAN


Nie da się ukryć – mamy koszmarnie trudny (zwłaszcza dla cudzoziemców) język, który nigdy nie będzie językiem światowym.
Jako Polacy musimy prowadzić rozważną politykę językową – z jednej strony winniśmy być otwarci na nowe określenia napływające z krajów przodujących w rozwoju cywilizacji, z drugiej jednak strony – bronić zasad typowych dla naszej polskiej mowy.
Zasady te są dość proste i powinny być wykładane od przedszkola po uczelnię, zwłaszcza na studiach dziennikarskich. Wszak to dziennikarze używający bezkrytycznie obcych słów zaśmiecają nasz język, a to własnoustnie, a to nadając wywiady z językowymi modnisiami (od castingów, performingu po developerstwo). Tysiące najbardziej oddanych polonistów nie naprawią szkód wyrządzanych przez media, czy jak kto woli – środki masowego przekazu. Może pomysłowe sygnały zakłócające odbiór nazbyt soczystego, ale jednak czysto polskiego słownictwa, zastosować także i w omawianych przypadkach? Może zacząć od korygowania pisemnych wywiadów, ogłoszeń prasowych i reklam. Cenzura? A czy biura ogłoszeń przyjmą każdy tekst pełen inwektyw i wulgaryzmów, które znajdziemy w słownikach języka polskiego? Zatem nie cenzura, ale zwykła  przyzwoitość!
Polskie słowa nie powinny zawierać liter spoza naszego alfabetu (nie video, express, breloque, ale wideo, ekspres, brelok). Polskie słowa powinny być pisane zgodnie z zasadami polskiej fonetyki (nie speaker, strike, millennium, computer, Hannover ale spiker, strajk, milenium, komputer, Hanower). Za polskie już słowa można uznać obce słowa spełniające powyższe reguły (radar, modem, plan, system) także i dlatego, że nie potrafiliśmy wymyślić nic bardziej polskiego a gustowniejszego zarazem. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wiele słów można przyswoić na podstawie obu zasad.
Za polskie słowa uznaje się także nazwy (przy spełnieniu powyższych wymogów) wyrobów wylansowanych przez producentów, przy czym znaczeniowy zakres określeń rozciągany jest na wszystkie podobne produkty (elektroluks, rower, adidas).
Niektóre słowa niezupełnie są zgodne z polskimi zasadami językowymi, ale niejako warunkowo można uznać je za polskie (sinus, plastik, Tirana, marina i Marina).
Kłopot jest także z obcymi a sławnymi nazwiskami – przyrząd Guillotina, ale gilotyna, promienie Röntgena, ale zdjęcia rentgenowskie, zasady Newtona, ale o ciężarze stu niutonów, silnik Diesla, ale dizel, przegub Cardana, ale kardan, odkrycia Marii Skłodowskiej-Curie i Piotra Curie, ale pierwiastek kiur.
Nie mamy jednak pomysłu na zastąpienie niektórych głosek, zatem jesteśmy zmuszeni do stosowania wielu powszechnie znanych słów, choć w oryginalnej postaci nie można ich przyjąć w poczet polskiego słownictwa (weekend, William, walkman, Chile, Chicago, Quebec).
Jeśli uznać, że polskim słowem jest Londyn (nie London czytany ‘landen’), to nazwę niedalekiego mu Dublina można uznać za polską jedynie w przypadku czytania ‘dublin’ (nie ‘dablin’). Podobnie jest ze słowem menu.
Niektórym słowom udało się wejść do naszego języka i równie sprawnie wyjść z użycia. Piłkarskie podanie z kornera lub pułapka na ofsajdzie wyszły z mody, choć rzuty z autu przetrwały do dziś.
Można byłoby uznać za słowa polskie, ostatnio modne - kasting, diler czy bajpas (wyłącznie w takiej pisowni), gdyby nie fakt, że już istnieją polskie odpowiedniki.
Media (jednak nie mass media!). No cóż – jest to kolejna porażka naszego języka. Spełnia jednak omówione reguły, zatem można wpisać ten termin do naszego słownika. Można także zaproponować coś bardziej rodzimego. Środki masowego przekazu nie przetrwają z uwagi na znaczny czas wymawiania tego określenia, co jest istotnym zagadnieniem we współczesnym świecie owładniętym przez szybki informacyjny i informatyczny przekaz. Funkcjonują  pary: moratorium-moratoria, akwarium-akwaria, liceum-licea, forum-fora. Najwyraźniej brakowało pary do medium, zwłaszcza że para to także... medium.
Czyż nikogo nie razi groteskowa mieszanka bezkrytycznie przyjętych obcych słów wśród typowo polskich liter – kamienica stojąca vis-'a-vis dwóch dębów, designerzy nowych osiedli, leasingową firmą, weekendowych podróży, carską dealerkę (sprzedawczynię samochodów)?...
Z nową ustawą w garści urzędnicy poczęli nękać pomniejszych handlowców, a TELEEXPRESS jeszcze nie zmienił nazwy na TELEEKSPRES...
Tytułowe a modne last minute pasowałoby raczej do ostatniego fragmentu życiorysu skazańca bawiącego w państwie, w którym przestępcy i etycy (choć oczywiście nie wespół) jeszcze nie wywalczyli moratorium. Ewentualnie, by pozostać w turystycznej branży, czy napis last minute umieszczony przy kasach na lotniskach byłby zachętą do podniebnych (odpukać) wojaży? Jeśli będzie zgoda co do zasad przyswajania obcych słów przez polski słownik, to wcale nie musi nadejść ostatnia minuta dla naszego języka, jak nadeszła dla pechowców z ponaddźwiękowej „Zgody”.

Wobec powyższego

zachęcam RJP
do wydania zbioru zasad przystosowywania słów obcego pochodzenia do wymogów języka polskiego
oraz proszę
o spowodowanie kategorycznego przestrzegania tychże zasad przez instytucje odpowiedzialne za upowszechnianie naszego języka.


Z poważaniem                                                            Mirosław Naleziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz