Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 sierpnia 2011

MN 50 dyktando


Gdynia, 14 lutego 2003

dyktando

 MN 50


 Rada  Języka  Polskiego
Wydział  I  PAN


Dyktando jest ortograficznym ćwiczeniem (również sprawdzianem) polegającym na zapisywaniu dyktowanego tekstu. To słowo (oraz dyktafon, dyktat, dyktator, dyktować) wywodzi się z łaciny i zostało przyjaźnie spolszczone – dykt-, a mogło być gorzej - dikt- albo całkiem beznadziejnie -dict-. Ten ostatni sposób jest zupełnie naturalnym rozwiązaniem w wielu innych językach - nie przynosi im ujmy, bo nie jest tam postrzegany jako dysonans, jest kompatybilny z tymi językami, a ładniej po polsku - jest im przyjazny.
Wielu Polaków już pewnie nie pamięta swych szkolnych czasów, kiedy słowo dyktando wzbudzało niemały popłoch. Jednak za moich czasów (i starszych czytelników tego wywodu) dyktanda z języka polskiego były istotnie pracami z języka polskiego.
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat do słownictwa weszło wiele nowych słów. Część z nich otrzymała typowo polskie odpowiedniki, ale większość została przyjęta na polski językowy grunt na drodze fonetycznej albo pisanej. Niestety, wiele słów, rzekomo polskich, nie spełnia zasad naszego języka. Zasady to normy. W wielu dziedzinach normy są ustalane i raczej przestrzegane. W przeciwnym przypadku produkt nazywany jest bublem, zaś to ostatnie pojęcie można rozciągnąć z techniki na medycynę, prawo i językoznawstwo, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało...
Proszę zauważyć, że coraz więcej knotów popełnia się w technice, medycynie, prawie. Czyżbyśmy w dziedzinie języka polskiego mieli wyjątki? Jakie jest prawdopodobieństwo, że zewsząd otacza nas lichota spowodowana błędami techników, lekarzy i prawników, a nasz język dzielnie opiera się partactwu? Znikome! (Inna sprawa, że dawniej nie można było krytykować wszystkich i wszystkiego, zatem wiele fuszerek nie było ujawnianych).
Kiedyś niewolnictwo było całkiem uznanym obyczajem. Wyzyskiwacze oraz ich rodziny może widzieli w tym coś niemoralnego, ale musiało dużo wody upłynąć, aby pogodzili się z prawdą – niewolnictwo nie mieści się w pojęciu moralności uczciwego człowieka (teraz wyzysk ponownie nie jest jednoznaczną kategorią...).
Może kiedyś napisano do Rady Niewolników Amerykańskich, że traktowanie czarnych braci jest niezgodne z duchem obecnej cywilizacji, a ta rada odpisała, że i owszem, ci biedacy są istotnie zanadto wykorzystywani, ale nie przesadzajmy – takie są zwyczaje i będą one dominować, bowiem taki jest światowy trend, a ponadto – przez najbliższe dziesięć lat rada nie zamierza wprowadzać żadnych istotnych zmian w obecnym systemie. I nikogo nie zdziwiłoby, gdyby to uczone gremium ogłosiło pewnego dnia zbiór sympatycznych działań wobec Murzynów (powstałoby parę nowych katedr przy uniwersytetach, napisano by wiele prac doktorskich, wręczono by nagrody za propagowanie nowej myśli), zaś nazajutrz zorganizowałoby cykl wykładów na temat nowoczesne sposoby wyzysku niewolników a problem wolności obywatelskiej, a największy poklask (i propozycję przedłużenia owocnej pracy w radzie) otrzymaliby demokratyczni działacze posiadający poważne udziały w znanych firmach zatrudniających nieszczęsnych przybyszów z Afryki...
A u nas pewne gremium uchwaliło (nieprzestrzeganą!) ustawę o języku polskim. Ile to kosztowało i jakie daje efekty? Prawdopodobnie chodziło o rzeczywistą poprawę stanu naszego języka, ale efekty może satysfakcjonują wyłącznie autorów ustawy, jak zresztą większość dobrych polskich pomysłów... Grono to oświadczyło, że nie zamierza dokonać istotnych zmian ortograficznych w naszym języku w najbliższym dziesięcioleciu.
Nasz język polski jest coraz bardziej zarażony. I bodaj nikt tego faktu nie raczy zauważyć. I jak ze wspomnianym niewolnictwem – minie wiele lat, nim większość Polaków uzna, że coś jest nie tak. Miejmy nadzieję, że nie będzie zbyt późno...
Stosowanie cudzoziemskich wyrazów i ich aprobata w naszym języku, zwłaszcza w ustawach i dyktandach, to zwykła profanacja. Póki co, ustawy jeszcze bronią się przed ekspansją obcych dziwactw, ale dyktanda...
Od kilku lat obserwujemy wysyp dyktand, w których nie królują wyrazy polskie czy poprawnie spolszczone, ale całkowicie obce, których rozpowszechnianie i umacnianie jest sprzeczne z duchem owej wiekopomnej ustawy. Jeśli jeszcze ktoś miałby wątpliwości, czy można stosować takie słownictwo, to po przeczytaniu dyktand, opadają zarówno ręce jak też dotychczasowe psychologiczne bariery jeszcze hamujące wielu rodakom stosowanie tych nazw, także polskawych - ni to obcych, ni to polskich: nijakich.
Czyż to nie farsa, kpiny, żarty? Ale kto dziś zwracałby uwagę na takie drobne przejawy braku logiki, kiedy otaczająca nas rzeczywistość ma i bez tego coraz mniej wspólnego z rozsądkiem – grabież Polski w każdym możliwym wydaniu, bajońskie dyrektorskie odprawy, partyjne roszady na złotodajnych stanowiskach, inicjały i zamazane facjaty oszustów, wszechobecna korupcja, bezrobocie, brak perspektyw dla młodzieży i zanikanie zjawisk dawniej znanych a określanych jako uczciwość i patriotyzm.
Kogóż zatem ma obchodzić, że poloniści organizują ludowi rzekomo polskie igrzyska z juzingiem światowego słownictwa... Zdaje się, że nawet nie ma tam mowy wprost o dyktandzie z języka polskiego, przeto można spodziewać się, że w przyszłości będą odbywać się takie dyktanda ni to z naszego języka, ni to z angielskiego, chemii, matematyki i fizyki...
Każdy Polak powinien znać możliwie wiele określeń tak polskich jak i obcych, wchodzących do dyscyplin, w których tworzenie polskich słów nie nadąża za światowym postępem.
Współczesny człowiek, w tym Polak, powinien wiedzieć coraz więcej, czyli mieć szerokie horyzonty myślowe.
Kierowca samochodu może być znawcą zasad rządzących lotem samolotu, ale powinien znać możliwie doskonale zasady ruchu drogowego.
Chirurg plastyczny może być znawcą chorób tropikalnych, ale powinien znać możliwie doskonale tajniki niezbędne podczas wykonywania operacji upiększających.
Specjalista od hodowli może być znawcą sposobów uprawiania roślin, ale powinien znać możliwie doskonale zwyczaje swoich zwierząt.
Oni wszyscy mogą brać udział w otwartych dla wszystkich konkursach w dowolnych dyscyplinach. Jeśli jednak konkursy dotyczą wybranych dziedzin, to nie mogą wybiegać poza zadeklarowane obszary.
Któż pierwszy zadecydował, że w dyktandzie z języka polskiego będą słowa całkowicie niepolskie? Kto pierwszy podyktował słowo, którego wymowa nie była zbieżna z pisownią? Że też ręka mu nie uschła? Wstydu nie miał?
Od paru lat można zaobserwować pęd ludzi do wiedzy językowej i coraz większą chęć jej ukazania za coraz kosztowniejsze nagrody na organizowanych imprezach zwanych dyktandami. Są niemal tak popularne jak konkursy piękności - szkolne, gminne, powiatowe, wojewódzkie i ogólnopolskie...
Ostatnie jednak teksty dyktand mogły wzbudzić zdziwienie i poważne zaniepokojenie - beaujolais, biedermeier, boogie-woogie, businessman, chargé d’affaires, cheeseburger, chianti, cocker-spaniel, college’u, collie, come back, de facto, dossier, drink-bar, ex aequo, explicite, fair play, fifty-fifty, findesieclowy, five o’clock, foyer, frutti di mare, garden party, heavymetal, idée fixe, jive’a, Kentucky, keyboardzista, Nietzscheański, offset, peugeot, quasi, randez-vous, rockandroll, savoir-vivre, scherzo, science fiction, scrabble’a, shimmy, soap opera, squash, Tennessee, thriller, tournée, vis-a-vis, Woody’ego. A co to niby jest, do kroćset?! Cóż to za niepolski bełkot?!
Dla osłody można natknąć się na prawdziwe ozdoby polskiego dyktanda – białorzytka, chaszcze, chwaccy żeńcy, hycając, Kalifornia, kszyk, nurzyk, nużyca, ścichapęk, w okamgnieniu (co polskie to jednak ładniejsze).
Oto przykłady wyrazów, które nie powinny znaleźć się w dyktandzie języka polskiego (poza już zacytowanymi).
Polskie wyrazy nie powinny zawierać liter q, v oraz x, ponieważ są one zbędne – aby fonetycznie posługiwać się naszym językiem wystarczają nam litery alfabetu polskiego; również nie mogą zawierać liter charakterystycznych dla innych alfabetów, zatem nie – Alex, aquapark, developerzy, exodus, exposé, fax, klaxon, oxford, qui pro quo, quiz, varsavianiści, Vaduz, Violetta, xero.
Słowa polskie nie powinny rozpoczynać się od litery y oraz nie powinny zawierać tej litery, jeśli nie jest czytana według naszych zasad, zatem nie - bypass, coyoty, myanmarski, yachting, yeti, yin-yang.
Słowa polskie nie powinny zawierać nieczytanego (niemego) h, zatem nie - Bhutan, biathlon, ethyl, Ghana, ghetto, Gurkhowie, Khmer, Lesotho, leviathan, marathon, Nathan, pathos, rhen, rhytm, triathlon, zenith.
Słowa polskie nie powinny zawierać c czytanego (samodzielnie albo wespół z innymi literami) niezgodnie z polskimi zasadami językowymi, zatem nie - champion, chinook, chopinologiczny, clou, controlling, lastrico, pedicure.
Słowa polskie nie powinny zawierać innych liter czytanych niezgodnie z naszymi zasadami (w niezwykły dla nas sposób), zatem nie - bazooka, leasing, lynch, paparazzi, pizza, peeling, public relation, rendez-vous, Watergate.
Słowa polskie nie powinny zawierać zdwojeń (dwóch kolejnych jednakowych liter), chyba że mają one być wyraźnie czytane, zatem nie – bizness, cukkinia, dollar, esesmann, Filippiny, flissak, futtryna, gazzetta, grill, Hollandia, hostessa, interwałł, karrosseria, kassetta, kommitteet, korvetta, Marokko, okkupant, passja, plattfuss, terrakotta, terrytorium, towott, tunnel.
Jeśli wyrazy mają apostrof, to z pewnością nie są to polskie słowa, więc ich udział w dyktandzie jest wykluczony, zatem nie - image’u.
Czyżbyśmy nie dostrzegali, że skoro poprawnie przystosowaliśmy słowa – college/koledż, Czejen/Cheyenne, drednot/dreadnought, drybling/dribbling, dywiz/divis, dżersej/jersey, dżokej/jockey, ekspres/express, humbak/humpback, kinkiet/quinquet, krokszyn/Kragstein, kwinkunks/quincunx, kworum/quorum, makijaż/maquillage, milenium/millennium, mokasyn/moccasin, niuans/ nuance, nuworysz/nouveau riche, pakamera/Packkammer, pryncypium/ principium, stelaż/Stellage, sylikon/silicon, szambelan/chambellan, szezlong/ chaise longue, szrapnel/shrapnell, szynszyla/chinchilla, trolejbus/trolleybus, Walezjusz/Valois, wodewil/vaudeville, żożoba/jojoba, to powinniśmy poradzić sobie z wieloma innymi nazwami?
Należy unikać obco brzmiących nazwisk w oryginalnej pisowni, natomiast można wykorzystać owe słowa w wyrażeniach i terminach - nie wynalazek Guillotina, ale gilotyna, nie promienie Röntgena, ale zdjęcia rentgenowskie, nie zasady Newtona, ale teoria niutonowska, nie równanie Lagrange’a, ale lagrangian, nie życiorys Chopina, ale szopenowskie festiwale, nie silnik Diesla, ale dizel, nie przegub Cardana, ale kardan; garybaldczyk, ale nie garibaldczyk, choć Garibaldi.
Znajmy i piszmy słowa Chopin i Petöfi, ale nie w tekście dyktanda z języka polskiego. Z odkrywcą promieni X są tylko kłopoty - nie dość, że jednoliterowa nazwa zjawiska nijak koresponduje z naszym alfabetem, ale są trudności ze znalezieniem tego niemieckiego nazwiska w słownikach i encyklopediach (szukać Röntgen, Rentgen, Roentgen?)...
Jeśli chcemy sprawdzić, czy ktoś poprawnie deklinuje obce nazwiska, to podajmy proste słowo, którego istotą będzie zastosowanie apostrofu a nie sprawdzian z pisowni tego wyrazu (z reguły francuskiego), albo napiszmy to nazwisko w mianowniku na tablicy. Wszak mamy sprawdzić znajomość polskiej (a nie obcej) ortografii...
Nazwy pierwiastków chemicznych, jednostek fizycznych, walut, wynalazków, zasad, idei mogą pochodzić od nazwisk pod warunkiem ich poprawnego spolszczenia - ajnsztajn/Einstein, boliwar/Bolivar, donkiszoteria/ Don Kichot, donżuaneria/Don Juan, dżul/Joule, galwanizacja/Galvani, gaus/Gauss, kelwin/Kelvin, kiur/Curie, kulomb/Coulomb, makswel/Maxwell, pasteryzacja/Pasteur, rentgen/Röntgen, wat/Watt, wolt/Volta, wolterianizm/ Voltaire (Wolter), zaś nazwiska o obcej pisowni (skądinąd sławne) nie powinny znaleźć się w dyktandzie. Ileż reguł zastosowano podczas ustalania polskiej nazwy samolotu meserszmit konstrukcji Niemca Messerschmitta...
Znane nazwiska mogą być wymienione w sprawdzianie pod warunkiem podania ich prawidłowej polskiej wymowy ściśle związanej z pisownią - Arystoteles (nie Aristoteles), Demokryt (nie Demokritos), Galileusz (nie Galileo Galilei), Hipokrates (nie Hippokrates), Kartezjusz (nie Descartes), Linneusz (nie Linne), Makiawel (nie Machiavelli), Wiliam Szekspir [wiliam szekspir] (nie William Shakespeare [uyliam szekspir]).
Imiona mogą występować jedynie w polskiej postaci – Agata/Agatha, Alicja/Alice, Elżbieta/Elisabeth, Estera/Esthera, Grzegorz/Gregor, Hubert/ Umberto, Ksawery/Xavier, Ludwik/Ludwig, Marcin/Martin, Maria/Mary, Mateusz/Matthias, Michał/Michael, Monika/Monique, Ryszard/Richard, Samanta/Samantha, Sancja/Santia, Stefania/Stephanie, Wiktor/Vittorio.
Epatujmy się wielkimi uczonymi, pisarzami i politykami o obcych a trudnych dla nas imionach i nazwiskach, ale nie podczas dyktanda... Może to obchodzi wszystkich jak piszemy Margaret Thatcher, ale nie na dyktandzie. Jeszcze ktoś wpadnie na pomysł, że należy znać łacińskie powiedzenia, wzory fizyczne i matematyczne z literami greckimi, na przykład [sinus kwadrat alfa plus kosinus kwadrat alfa...] albo [całka w granicach od... do... po de iks]. Owszem, należy. Jednak w innym miejscu...
Nazwy geograficzne mogą być podawane podczas dyktanda jedynie w postaci spolszczonej. Już wiele takich nazw jest uznanych - Andora/Andorra, Drezno/Dresden, Edynburg/Edinburgh, Florencja/Firenze, Hanower/ Hannover, Kilonia/Kiel, Kowno/Kaunas, Lipsk/Leipzig, Łaba/Elbe, Marsylia/ Marseille, Norymberga/Nürnberg, Pad/Po, Rejkiawik/Reykjavik, Ratyzbona/ Regensburg, Szafuza/Schaffhausen, Szlezwik-Holsztyn/Schleswig-Holstein, Sztokholm/ Stockholm, Tamiza/Thames, Tokio/Tokyo, Tuluza/Toulouse, Waszyngton/ Washington, Wersal/ Versailles, Wiedeń/Wien.
Przykładami udanego spolszczenia geograficznych nazw są również - Kostaryka/Costa Rica, Portoryko/Puerto Rico, Watykan/Vaticano, natomiast jeszcze nie spolszczono nazwy amerykańskiego miasta Chicago, w którym mieszka więcej Polaków niż w Warszawie, choć mamy przymiotnik czikagowski, co zapewne nie podoba się większości estetów.
Prawdopodobnie proces słowotwórczy nie zakończył się... Zatem do przedyskutowania - Bordeaux/Bordo, Burkina Faso/Burkinia, Canberra /Kanbera, Cardiff/Kardyf, Caracas/Karakas, Casablanca/Kasablanka, Houston/Hiuston, Quebec/Kebek, Sri Lanka/Lankia, Suazi/Suazja, Tallinn/Talin, Tuvalu/Tuwalia, Wellington/Welington.
Jeśli można już pisać wademekum i wudu zamiast vademecum i voo-doo oraz należy pisać Boliwia zamiast Bolivia, to nazwy miast Vancouver i La Valletta można przyjaźnie spolszczyć - Wankuwer i Waleta.
Jeśli nazwy geograficzne nie mają przyjaznych polskich odpowiedników, to nie mogą być umieszczone w dyktandzie, zatem nie - Asuncion, Bissau, Chile, Liechtenstein, Montevideo, Quito, Sierra Leone, Tuvalu, Vanuatu, Zimbabwe.
Jeśli słowa występują w dwóch postaciach, to mogą być zastosowane obie formy, pod warunkiem ich czytania i pisania zgodnego z zasadami języka polskiego – trauler [trauler] albo trawler [trawler], ale nie trawler [trauler].
Podczas dyktowania tekstu mogą być czytane jedynie nazwy o fonetyce zbieżnej z pisownią (według reguł naszego języka) - [dublin]/Dublin (nie [dablin]), [darwin]/Darwin (nie [daruyn]), podobnie atelier [ateljer] (nie [atelje]), bungalow [bungalof] (nie [bungalou]).
Jeśli lektor przeczyta [kloszard] to piszemy kloszard (nie clochard), jeśli [klaun] to klaun (nie clown i nie klown), jeśli [kraul] to kraul (nie crawl), jeśli [bojkot] to bojkot (nie boycott), jeśli [kasanowa] (uwodziciel) to kasanowa (nie casanova, nie casanowa i nie kasanova). Czy to jest proste i jasne?
Jeśli nazwa pewnego podgatunku niedźwiedzia nie została spolszczona, to nie może być zamieszczona w tekście dyktanda, zatem nie grizzly.
Jeśli od dawna znamy poprawne polskie słowo acydofilne, to nie piszmy mleko acidofilne, a tak jest w reklamie, i co na to ustawa?
Jeśli znamy słowa polskie o analogicznej konstrukcji, to należy konsekwentnie tworzyć nowe słowa – akwapark (bo akwatorium), audyt (bo audytorium), gryl (bo grylaż), kumulus (bo kumulacja).
Marzmy o samochodach (także o francuskich), ale nie piszmy o nich w dyktandach. Jeszcze kilka lat, a car będzie kojarzony z pojazdem, nie z władcą...
Słowa obce (najczęściej angielskie) można spolszczyć kilkoma metodami - na podobieństwo literowe (także z wyeliminowaniem niepolskich liter) oraz na podobieństwo fonetyczne (także z wyeliminowaniem głosek obcych naszym zwyczajom) - autsajder (nie outsider), bajpas (nie by-pass i nie bypas), cepelin (nie zeppelin i nie ceppelin), diler (nie dealer), futbol (nie football), gryl (nie gril i nie grill), jard (nie yard), kolaż (nie collage), komputer (nie computer i nie kompiuter), kontener (nie container i nie kontejner), laser, prefiks (nie prefix), radar, rekwiem (nie requiem), seksapil (nie sex appeal), strajk (nie strike), wideo (nie video). Jeśli jakieś słowo narusza estetyczne odczucia większości Polaków (np. autsajder), to pomijać je (także poza dyktandami), czyli bojkotować (nie boycottować). Taki los spotkał słowa korner/corner (od lat nie są stosowane).
W szczególności, jeśli występuje angielskie w, to rozważyć polski sposób czytania [w] (oznaczane także [v]) - Halowin [halowin] (nie Halloween [helouin]), welingtonia [welingtońja] (nie wellingtonia [uelyngtońja]).
Pewne słowa można spolszczyć dwojako, np. - stewardesa [stewardesa] lub stiuardesa [stjuardesa], ale nie stewardesa [stjuardesa] (ang. stewardess). O wyborze jednej z form powinny zadecydować względy estetyczne, choć nie zawsze bywa ten sposób obiektywny i jednoznaczny. Albo menu [menu] albo meni [meni] (jednak nie pisane i jednocześnie czytane według zasad języka francuskiego) albo całkiem zwyczajnie... lista (nazbyt skromnie?).
Spolszczenia w duchu naszego języka przypadkowo rozszerzają liczbę homonimów – zamiast nowego clone (ang.) mamy klon, zatem istnieją co najmniej dwa znaczenia tego polskiego wyrazu. Podobnie może być z parą rock/rok. W naszym języku, samodzielnie napisane to słowo w liczbie mnogiej (lata) także nie jest jednoznaczne. Polish - gdyby nie pewien naród, to angielskie słowo miałoby o jedno znaczenie mniej... Konkretne znaczenie homonimu jest ustalane w kontekście całego zdania.
Należy uprościć zasady pisowni nazw geograficznych (makro- i mikro-; Plac Kaszubski jak Morze Bałtyckie) oraz nazw mieszkańców (miejscowości i innych obiektów geograficznych; Rzymianka jako obywatelka dawnego imperium rzymskiego oraz jako mieszkanka współczesnej stolicy Italii) ustalając, że piszemy je od dużych (niektórzy sądzą, że od wielkich) liter.
Jeśli uczestnicy dyktanda napiszą riksza a. ryksza lub reżim a. reżym, to można uznać obie formy za prawidłowe, niezależnie od form zalecanych przez wytypowane słowniki. W takich sytuacjach lektor powinien wymawiać pośrednie [i/y], aby nie sugerować pisowni. Sposób pisania obu form można byłoby przeanalizować i potraktować jako... referendum i dyktando miałoby nową rolę do spełnienia – badanie opinii publicznej w kwestii językowej.
Jeśli autorzy słowników uważają, że wybrane obce słowa nie mając dobrych polskich odpowiedników, jednak powinny znaleźć się w ich wydawnictwach, to zobowiązani byliby do zamieszczenia sposobu wymowy takich wyrazów. Może powinny być wyróżnione inną czcionką, co oznaczałoby, że można je stosować, ale jednak nie w starannych i urzędowych polskich tekstach (zastrzeżenie nie dotyczy nazwisk z oczywistych powodów).
Jeśli Czytelnik podziela moje poglądy dotyczące stosunku do języka polskiego, to łatwo zadecyduje, które z poniższych słów można uznać za polskie słowo i umieścić w tekście dyktanda – recycling [recycling], recycling [recykling], recycling [risajkling], recykling [recykling], a może resajkling (ponowne wykorzystanie odpadów)? Skoro jest akcja/reakcja, to może cykl/recykl albo zwyczajnie zysk/odzysk, ale to zbyt proste i przaśne, prawda?
Jeśli jakiekolwiek obce słowo przeczytamy w sposób charakterystyczny dla języka obcego, to nie można go uznać za słowo polskie i nie może być w takiej formie zastosowane podczas pisania dyktanda.
Słowa niespełniające językowych norm polskich nie powinny być stosowane w języku urzędowym, oficjalnym i uroczystym. Nie powinny być umieszczane w tekstach dyktand z języka polskiego.
W języku polskim obowiązuje zasada dość ścisłego powiązania mowy z pismem. Skoro profesorowie mają kłopoty z doborem słów kwalifikujących się do zamieszczenia w tekście dyktanda, to proszę pomału i starannie podyktować je dzieciom z początkowych klas szkoły podstawowej – jeśli przebrną przez próbę wahając się w „miejscach typowo polskich” (z dokładnością do popełnienia polskiego błędu ortograficznego – ą/om, ó/u, ch/h, rz/ż, en/ę, ge/gie, ke/kie itp.), to ustali się wyrazy przydatne do naszych celów. Byłoby pożądane, aby owi wybrani mali uczestnicy więcej czasu poświęcali lekturom niż reklamom. W przeciwnym przypadku będą podobni do językoznawców – nie odróżnią słów polskich od obcych...

Zatem postuluję –

w tekście dyktanda z języka polskiego
mogą być zastosowane wyłącznie słowa
przyjazne naszemu językowi.
 
Czy nie wydaje się Państwu, że upadające słownictwo polskie przypomina takież damy – dawniej rodziny wstydziły się córek określonego autoramentu. Dzisiaj są z nich dumne, zwłaszcza w specyficznej kinematografii, w której również organizowane są konkursy. Panie otrzymują nagrody, udzielane są wywiady, coraz mniej mężczyzn je potępia, coraz więcej kobiet im zazdrości i myśli o takiej karierze, a niemal wszyscy nazywają to aktorstwem, choć istnieje na to stare, dobre, polskie, soczyste określenie, które zapożyczono z języków zachodnich, a tamże oznacza wszelkie krzywizny, i techniczne, i moralne...
A jak nazywa się nakłanianie Polaków do stosowania niepolskiego słownictwa, sankcjonowanie takiego stanu oraz czerpanie określonych korzyści?
Z faktami podobno nie dyskutuje się – czy RJP nie obraziłaby się, gdyby zaproponować rozwinięcie tego skrótowca jako Rada Języka Polskawego?
Ile kosztuje wykształcenie humanisty, który napisze uwagi prosimy nadsyłać faxem? Jakie szkody wyrządza on naszemu społeczeństwu i jakie mu grożą sankcje?
Jeśli autorzy tekstów dyktand posiądą wiedzę, że Amerykanie, Włosi, Francuzi, czy Niemcy w swych narodowych sprawdzianach wymieniają polskie imiona, nazwiska, marki samochodów tudzież nazwy geograficzne i kulinarne w naszej oryginalnej pisowni, to wycofam moje propozycje niniejszym pismem zgłoszone.
Pewien słownik podaje leprechaun – irlandzki krasnoludek. Jakże to jest sympatyczne, ale mam pytanie - czy irlandzcy czytelnicy znajdą w podobnym słowniku hasło krasnoludek – polski leprechaun? I tu powstaje problem wzajemnej nazewniczej symetrii w dwóch wybranych językach, na przykład naszego języka i...
Wiele z powyższych uwag może wydawać się nazbyt kontrowersyjnymi opiniami. Proszę zauważyć, że omawiam zagadnienie dyktanda z języka polskiego. Oczywiście, poza dyktandami, obce imiona i nazwiska oraz niespolszczone nazwy geograficzne (a takich jest większość), marki towarowe i wiele innych obco brzmiących terminów i wyrażeń są i będą stosowane.
Także wolę nazwisko Chopin niż Szopen oraz nie jestem entuzjastą nazw - dżez, feldmarszałek, folksdojcz, Hoszimin, ale w dyktandzie z języka polskiego mogą znaleźć się wyłącznie polskie słowa, także i te.
Przydałby się fakon (wyjątkowo z języka hiszpańskiego...), czyli nóż używany do wycinania drogi w gąszczu zdrowego lasu dziewiczego...
Niniejsze pismo proszę nie traktować jako faux-pas (uchybienie formom towarzyskim), ale jako głos w dyskusji chroniącej nasze wspólne dobro.

Z poważaniem                                                                          Mirosław Naleziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz